Wpis trochę poczekał na publikację. Pisałem go w październiku 2014.
Posiadanie jakiegokolwiek Porsche to możliwość bycia członkiem m.in. PORSCHE CLUB POLAND. A jak masz już dwa w/w to przepis na fajną zabawę jest prosty. Wynajmujecie z kolegami tor. Wstajesz rano, bierzesz syna, pakujesz puchary dla kolegów, koszulki na imprezę i jedziesz 700 km na tor Slovakia Ring.
Ostatnio dziecko na urodziny życzyło mi kolejnego zaliczonego toru wyścigowego. No i .. udało się. Razem z klubem Porsche udaliśmy się na Słowację. Stosunkowo nowy obiekt na mapie torów wyścigowych. Niedaleko Bratysławy z fajnym dojazdem z Polski, trochę gorszymi drogami w samej Słowacji. Braki wynagradza sporo stacji Shell’a po z 100+, które tak wszyscy lubimy – oprócz jego ceny. Wynajęcie toru na jeden dzień w weekend to koszt 15 000 Euro. Ponad 30 chętnych, dofinansowanie od sponsorów i robi się atrakcyjnie. Slovakia Ring to obiekt o długości prawie 6 km, średnia prędkość prawie 140 km/h, więc szybki. 4 sztuczne górki zapierające dech w piersiach. Tor absolutnie płaski bez wyprofilowanych zakrętów. Jako organizator – pobudka wcześnie. Wjazd na pusty tor by poustawiać pachołki oznaczające wejście, apex i wyjście z zakrętu. Mistrzem ceremonii był Krystian Korzeniowski – zna Slovakię świetnie. Mega szybki człowiek w Pucharze Golfa. Ja znam go z czasów PlayStation i premiery GranTurismo 5. Pojechaliśmy na Nurburgring. Ja “instruktor” on słuchacz. Pada deszcz, my w Renault Clio. Sponiewierało mnie lekko na jednym z zakrętów – Krystian na to z rezygnacją: “No bo gaz puściłeś”. Mądralka! Za nami na “instruktarzu” Bartek w Gt3 i mega szybki – jak zwykle – Cichy w 944 Turbo. No nieźle mi szło do południa będąc prawie na samej górze wyników. Przejedźmy zakręt po zakręcie. Długa prosta startowa, kończąca się mocnym hamowaniem i szybkim prawym. Szeroka pułapka paskowa przygarnęła kilku śmiałków. Za nim pierwsza, sztucznie stworzona górka. Atak ze środka, by wyjść na zewnętrzną – pojedziesz za bardzo po lewej stronie, masz kłopot. Wylądujesz na poboczu. Za nią mega szybki zakręt. Na wejściu 170. Na apexie 150, ale tylko tyle, bo chciałem mieć czym wrócić do domu. Wady “club racing’u” – jeżdżę na “pojeżdżawki” z założenia bez lawety – fajnie by było wrócić w jednym kawałku. Prosta, kolejny szczyt, a za nim ostra agrafka. Kolejna próba dla hamulców. Potem seria zakrętów praktycznie bez punktu odniesienia. Sekcja przypominająca zakręty przed wejściem na prostą na Paul Ricard czy serię zakrętów na Silverstone Magotts – Beckets. Ten zakręt sprawiał trochę kłopotów kolegom. Nie raz odwiedzali pułapki paskowe, a właściwie w przypadku tego toru – kamienne. Kolejny zacisk i wyjście na szybki lewy prowadzący do szczytu. Za nim wbicie się w hamulce i wolny lewy. Jakoś nie mogłem się na nim ogarnąć i wypluwało mnie za bardzo na zewnętrzną. Prawy, lewa i kolejna prosta z wzniesieniem. Podobno przebudowana, przed przebudową 4 koła w powietrzu. Dojście do 2 zakrętów przed prosta startową. Na onboardzie widzę, jak wcześnie hamowałem. Brakuje na takiej imprezie 2 dniowej zabawy. Jeździsz, analizujesz, kolejnego dnia poprawiasz. Strasznie długi prawy, on jest na prawdę długi, no jeszcze trochę, jeszcze kawałek, tak już jesteśmy ładnie otwarci, gaz w podłodze i napadam na bardzo szybki lewy. Łagodne wyjście na zewnętrzną prostej startowej i właśnie przejechaliście okrążenie po Slovakia Ring.W swoim 993 zająłem 5 miejsce. Biorąc pod uwagę stosunek masy do mocy, jednak w miarę miękkie zawieszenie, małe “negaty”. Może być.Zresztą zobaczcie sami:
Wieczorne piwo, kolacja, rozdanie pucharów. Następnego dnia przejazd przez okolice Wrocławia – oglądamy 911 dla kolegi. Piękne cabrio z 1984 roku. Jednak chyba nic z tego nie będzie.I tak kolejna impreza klubowa za mną.
Foto: J.Myrcha